W skrzynce pocztowej jakieś dwa tygodnie temu znalazłem list z zaproszeniem imiennym dla dwu osób i kuponami na kwotę ponad 800 zł - od dużej odzieżówki, której jestem tzw. "stałym klientem". W liscie intencyjnym zapraszano i dziękowano na przemian - prosząc o zarejestrowanie na stronie www Firmy takimi oto słowami: "Wstęp tylko po uprzedniej rejestracji. Prosimy o zrozumienie, że w interesie wszystkich gości liczba miejsc jest ograniczona". Wow! Exclusive! My dziś wieczór - "nówki sztuki", a jutro proletaryat w kolejce po soldy od rana na wyrywki, bluzgi i twarde łokcie, o to, co po Nas zostanie. Tak sobie pomyślałem, zarejestrowałem się i z Najbliższą dziś wieczór do Arkadii, bo tam najbliżej. Na miejscu pewne zaskoczenie, bo tłum już parę minut po 21.00 przebierał i mieszał te Diory, Bergi, Cardiny i wszystkie pozostałe Selected na jakąś mierzwę bez końca i początku, niemal że na gombrowiczowski kompot. Lekko zdziwiony zapytałem miłą panią z obsługi w czym rzecz, skoro rejestracja, "interes" i te inne cuda - a tu rejwach i bazar Różyckiego. Pani mi odpowiedziała miło i serdecznie, że memłający w stosach ciuchów PO JUŻ OBNIŻONEJ CENIE to normalni klienci. Oni za kwadrans pójdą precz, a sale sprzedaży otworzą podwoje dla wybranych, którzy będą mogli nabyć (to, co pozostało) z premiami za osiągnięcie odpowiednich pułapów kwotowych. Wszedłem tam trochę po 22.00. Dawali Frizzante i cukierki. Tłum (jeszcze większy i tym razem nobilitowany napojem, słodyczą i premią) szalał. Wyszliśmy bez szwanku. Tak sobie pomyślałem - a gdybym dostał zaproszenie do domu publicznego. Że od jutra mają dziewice, a ja (jako stały klient) mogę już dzisiaj. Przychodzę, a tu już po ptokach, dziewice przeszły do historii, ale burdelmama mówi, że taniej, Frizzante i cukierki.
Smutne jest "exclusive" a la polonaise . Tłum, mierzwa - to bez znaczenia. Ważne, ze TANIEJ.